środa, 26 września 2012

Rozdział 2- Pandora

Miałam się już nie kłaść, co? No tak, chcesz rozśmieszyć Boga, powiedz mu, co sobie zaplanowałeś. Zasnęłam, bo jakby inaczej. Powiedzcie mi, jak Cezik może tak pozytywnie śpiewać o wstawaniu? Ja potrafię co najwyżej spaść z łóżka, zaplątać się w kołdrę po czym otrzepać się i stwierdzić, że wyglądam jak zombie. Wystarczył jeden rzut okiem na budzik a byłam już pewna - spóźnię się. Czy ja mam pecha? Nie, przecież nie wierzę w pecha, szczęście i przesądy. WSZYSTKO da się racjonalne wytłumaczyć, prawda? No dobra, cuda - okej ujdzie. Ale cała reszta? Mistyczne paranormalne gadki? Brednie. Właśnie dla tego chcę zostać lekarzem. Czysta nauka. No, ale o czym to ja?
A tak. Wstawanie. Grrr. Nie ogarniam poranków.
W pośpiechu zaczęłam się ubierać. Założyłam ciemne rurki i czarną bluzkę z krótkim rękawem a do tego kolczyki w kształcie czaszek. Stop. Czego to ja zapomniałam? Ah! Buty! Z niepokojem zaczęłam rozglądać się po pokoju. Jeden trampek jest. Pod łóżkiem. A gdzie drugi? Cholera!!! Ja zawsze coś gubię. Dobra, znalazłam go. Tylko niech mi ktoś wytłumaczy, co on robił na przedpokoju? Nie istotne.
Zaczęłam szukać torebki. Znalazłam ją między Fikusem a Petunią na parapecie. Kiedy w końcu byłam gotowa wyszłam z mieszkania w biegu zamykając drzwi. Jak zwykle nie zdążyłam zjeść śniadania. Kiedy to ja się nauczę porządku? Niestety, prawdopodobnie nigdy. Zobaczyłam swoje odbicie w lusterku samochodu i się załamałam. Nie uczesałam się, nie zrobiłam makijażu, NIC. Na szczęście w torebce znalazłam wszystko czego potrzebowałam. Wsiadłam do auta i szybko rozczesałam włosy. Co do makijażu... niestety środki miałam nikłe, trochę szarego cienia i egipski, czarny kot, jeszcze z wycieczki. Westchnęłam z rezygnacją, ale nałożyłam to, co miałam. Lepszy rydz niż nic.
Kiedy w końcu udało mi się odjechać, wjechałam w korek. SUPER. Jak już mówiłam, nie wierzę w coś takiego jak pech. No tak, ale w duchy też nie wierzę a je... zresztą nie ważne. Zapomnijcie co mówiłam. Nic nie słyszeliście.
Teraz najprawdziwszy cud... UDAŁO mi się dojechać na uczelnie nie potrącając po drodze staruszki, nie taranując harcerzy i nie łamiąc żadnych przepisów drogowych. Hura ja.
Co do samej szkoły - była OGROMNA. Bodajże sześć czy siedem wydziałów, cztery piętra, trzy budynki. I znajdź tu człowieku odpowiednią salę. Dobrze, że chociaż to wszystko porządnie oznakowali. Pierwsze miałam zajęcia wprowadzające. Okropna nudna. Niestety, wprowadzenie było jedynym tematem dnia na wszystkich wykładach i moja wiedza o anatomii wciąż pozostawała na tym samym, marnym poziomie.
Zresztą, nie będę wam wykładów opisywać. Uwierzcie, nie interesuje was to. Nie każdy chce słuchać o tym, jakie to ważne są zasady BHP, szczególnie w zawodach medycznych, o odpowiedzialności, niebezpieczeństwie i błędach. Więc nie zadręczam was tym.
Na trzeciej godzinie przysiadł się do mnie chłopak. Był dość wysoki, miał rozczochrane blond włosy i jasno brązowe oczy.
- Hej, jestem Apollo - uśmiechnął się.
- W kulki lecisz - odparłam unosząc oczy znad podręcznika który aktualnie przeglądałam. - Jak ten gościu od muzyki? - zapytałam unosząc jedną brew.
- Ej, nie moja wina, że matka ma świra na punkcie mitologii - puścił mi oczko. Mimowolnie się zarumieniłam. - Ja się z twojego imienia nie śmieje. A no tak, nie znam go - pacnął się rękę w czoło.
- Pandora - westchnęłam.
- Ha! A mnie się czepiasz o miologiczne imię - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Tak więc mam nadzieję, że jeśli będę za tobą łaził, nie napuścić na mnie swojej puszki -zaśmiał się.
- Teraz będziesz ze mnie żartował, co? No tak, Grecki Apollo też miał kiepskie poczucie humoru - wywróciłam oczami.
- Pandoro, czyżbyś nie doceniała mojego uroku? Czuję się dotknięty. Spadłaś mi niczym z nieba kropelka, radość ma jest taaaaka wielka - zachichotałam.
- Bez rymowania, bo naprawdę wezmę cię za wytwór mojej wyobraźni który uciekł z książki Parandowskiego - pokazałam mu język. Znałam go od trzech minut i mimo, że mnie irytował, to był też całkiem zabawny. Polubiłam go.
- Ludzie! - krzyknął wstając. - Czy ja istnieje?! Czy wyglądam jak Grecki bóg?! - wszyscy obejrzeli się na niego. Kilka osób się zaśmiało, niektórzy stukali się po głowach.
- Zamknij się dziwaku - zawołał jakiś chłopak.
- Teraz ci wierzę - mruknęłam. - Tylko jak naprawdę zamierzasz za mną łazić, to bez takich wyskoków. Ludzie się patrzą.
- Aj tam aj tam - machnął ręką. - Dobra, to teraz jak na studentów medycyny przystało, wracamy do nauki - wyszczerzył się, a ja dopiero w tym momencie zauważyłam, że do sali wszedł wykładowca.

Pandora...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz