Miałam się już nie kłaść, co? No tak, chcesz rozśmieszyć Boga, powiedz
mu, co sobie zaplanowałeś. Zasnęłam, bo jakby inaczej. Powiedzcie mi,
jak Cezik może tak pozytywnie śpiewać o wstawaniu? Ja potrafię co
najwyżej spaść z łóżka, zaplątać się w kołdrę po czym otrzepać się i
stwierdzić, że wyglądam jak zombie. Wystarczył jeden rzut okiem na
budzik a byłam już pewna - spóźnię się. Czy ja mam pecha? Nie, przecież
nie wierzę w pecha, szczęście i przesądy. WSZYSTKO da się racjonalne
wytłumaczyć, prawda? No dobra, cuda - okej ujdzie. Ale cała reszta?
Mistyczne paranormalne gadki? Brednie. Właśnie dla tego chcę zostać
lekarzem. Czysta nauka. No, ale o czym to ja?
A tak. Wstawanie. Grrr. Nie ogarniam poranków.
W pośpiechu zaczęłam się ubierać. Założyłam ciemne rurki i czarną
bluzkę z krótkim rękawem a do tego kolczyki w kształcie czaszek. Stop.
Czego to ja zapomniałam? Ah! Buty! Z niepokojem zaczęłam rozglądać się
po pokoju. Jeden trampek jest. Pod łóżkiem. A gdzie drugi? Cholera!!! Ja
zawsze coś gubię. Dobra, znalazłam go. Tylko niech mi ktoś wytłumaczy,
co on robił na przedpokoju? Nie istotne.
Zaczęłam szukać torebki.
Znalazłam ją między Fikusem a Petunią na parapecie. Kiedy w końcu byłam
gotowa wyszłam z mieszkania w biegu zamykając drzwi. Jak zwykle nie
zdążyłam zjeść śniadania. Kiedy to ja się nauczę porządku? Niestety,
prawdopodobnie nigdy. Zobaczyłam swoje odbicie w lusterku samochodu i
się załamałam. Nie uczesałam się, nie zrobiłam makijażu, NIC. Na
szczęście w torebce znalazłam wszystko czego potrzebowałam. Wsiadłam do
auta i szybko rozczesałam włosy. Co do makijażu... niestety środki
miałam nikłe, trochę szarego cienia i egipski, czarny kot, jeszcze z
wycieczki. Westchnęłam z rezygnacją, ale nałożyłam to, co miałam. Lepszy
rydz niż nic.
Kiedy w końcu udało mi się odjechać, wjechałam w
korek. SUPER. Jak już mówiłam, nie wierzę w coś takiego jak pech. No
tak, ale w duchy też nie wierzę a je... zresztą nie ważne. Zapomnijcie
co mówiłam. Nic nie słyszeliście.
Teraz najprawdziwszy cud... UDAŁO
mi się dojechać na uczelnie nie potrącając po drodze staruszki, nie
taranując harcerzy i nie łamiąc żadnych przepisów drogowych. Hura ja.
Co do samej szkoły - była OGROMNA. Bodajże sześć czy siedem wydziałów,
cztery piętra, trzy budynki. I znajdź tu człowieku odpowiednią salę.
Dobrze, że chociaż to wszystko porządnie oznakowali. Pierwsze miałam
zajęcia wprowadzające. Okropna nudna. Niestety, wprowadzenie było
jedynym tematem dnia na wszystkich wykładach i moja wiedza o anatomii
wciąż pozostawała na tym samym, marnym poziomie.
Zresztą, nie będę
wam wykładów opisywać. Uwierzcie, nie interesuje was to. Nie każdy chce
słuchać o tym, jakie to ważne są zasady BHP, szczególnie w zawodach
medycznych, o odpowiedzialności, niebezpieczeństwie i błędach. Więc nie
zadręczam was tym.
Na trzeciej godzinie przysiadł się do mnie chłopak. Był dość wysoki, miał rozczochrane blond włosy i jasno brązowe oczy.
- Hej, jestem Apollo - uśmiechnął się.
- W kulki lecisz - odparłam unosząc oczy znad podręcznika który
aktualnie przeglądałam. - Jak ten gościu od muzyki? - zapytałam unosząc
jedną brew.
- Ej, nie moja wina, że matka ma świra na punkcie
mitologii - puścił mi oczko. Mimowolnie się zarumieniłam. - Ja się z
twojego imienia nie śmieje. A no tak, nie znam go - pacnął się rękę w
czoło.
- Pandora - westchnęłam.
- Ha! A mnie się czepiasz o
miologiczne imię - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Tak więc mam nadzieję,
że jeśli będę za tobą łaził, nie napuścić na mnie swojej puszki
-zaśmiał się.
- Teraz będziesz ze mnie żartował, co? No tak, Grecki Apollo też miał kiepskie poczucie humoru - wywróciłam oczami.
- Pandoro, czyżbyś nie doceniała mojego uroku? Czuję się dotknięty.
Spadłaś mi niczym z nieba kropelka, radość ma jest taaaaka wielka -
zachichotałam.
- Bez rymowania, bo naprawdę wezmę cię za wytwór
mojej wyobraźni który uciekł z książki Parandowskiego - pokazałam mu
język. Znałam go od trzech minut i mimo, że mnie irytował, to był też
całkiem zabawny. Polubiłam go.
- Ludzie! - krzyknął wstając. - Czy
ja istnieje?! Czy wyglądam jak Grecki bóg?! - wszyscy obejrzeli się na
niego. Kilka osób się zaśmiało, niektórzy stukali się po głowach.
- Zamknij się dziwaku - zawołał jakiś chłopak.
- Teraz ci wierzę - mruknęłam. - Tylko jak naprawdę zamierzasz za mną łazić, to bez takich wyskoków. Ludzie się patrzą.
- Aj tam aj tam - machnął ręką. - Dobra, to teraz jak na studentów
medycyny przystało, wracamy do nauki - wyszczerzył się, a ja dopiero w
tym momencie zauważyłam, że do sali wszedł wykładowca.
Pandora...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz